mongoliastepkonie=jamongoł

konie, konie, jedziemy na konie !!!
Szybkie przetasowania w bagażach, bierzemy to co niezbędne i już kombinujemy busa. „Mafia busikowa” jednak trzyma ostro cenę i nikt się nie wyłamuje. Z racji tego że mongolskiego uczyliśmy się tylko w podstawówce i to tylko 4 klasy negocjacje idą żmudnie, no ale w końcu się udaje i już siedzimy w busie. Podczas ładowania jednak strasznie się drą dookoła. Nic to ruszamy. Po wyjechaniu jednak z dworca busikowego zdaje się że rusza za nami pościg, hehe ale jazda. Tego nam było trzeba!!! Przejechaliśmy paręset metrów podczas których byliśmy ostro blokowani i spychani na poboczo-chodniki i?, i co? i koniec podróży, Łeeeee zajechali nam drogę i nie idzie ruszyć w żadnym kierunku. Po chwili też nasz mistrz kierownicy daje za wygraną i ze spoconym i dość bladym jak na Mongoła licem wypada z busika. Wyszło na to że mamy się przesiąść do „mafijnego” busika a cena nie ulega zmianie. Jeszcze szybki piwko w sklepie na rogatkach UB i jazda. Po drodze jest pięknie. Jakieś konie biegają se to tu to tam, a i nawet wielbłoda idzie wypatrzyć. Pagóreczki, równinki, skałeczki. Padł pomysł „Panie Mongoł, chcemy na dachu jechać!” Trochę marudzenia ale w końcu się udało. Po dojechaniu do Terelż zostało nam już tylko skołować piwo. Przed sklepem znany z dzikiego zachodu „trzepak” do przywiązywania koni. Konie wypożyczamy u Szambona Tutułajczyka i Batara, którzy to jadą z nami. Cena 10$ od osoby. Na początku niektórzy mówili że 5 za godzinę. No w sumie to wyszło tak 75$ za 11 koni 8 dla nas, ich dwóch miało nam towarzyszyć no i jeszcze koń zwany tragarzem.
Mamy konie !!! Klasa !!! Oczywiście chyba nikt z nas jeszcze nie jeździł konno ale co my się nie nauczymy!? Lekcja 1 Temat: Wsiadanie na konia ---> Łozbisz po załadowaniu się na grzbiet swojego rumaka odrazu zostaje poniesiony, pałeta się po okolicy to w tą to w tamtą strone. A że byliśmy w takiej dolince niosło się tylko łozbiszowe echo: KUUURdWA weźcie to zatrzymajcie, KUUURdWa JA ....... nie chce już mam dość itp. No wybiegne troche w przód i powiem że pod wieczór trzeba go było siłą ściągać z siodła bo dalej chciał jeździć. No dobra umiemy wsiadać, no to już chyba możemy jechać nie? No to jazda. Na początku szło mi trochę mozolnie ale po nie za długim czasie nauczyłem się współpracy z moim rumakiem. Inni też wyglądali na przyuczonych. Jechaliśmy przez lasostep, co jakiś czas przecinając rzeczki, strumienie, laski, łąki itd. Rewelacja!!! Mistrzostwo świata!!! Późnym wieczorem wybraliśmy miejsce na obozowisko nad rzeczką i pod rosnącym pod dosyć ostrym kątem drzewem. Konie zostały powiązane żeby se gdzieś nie polazły. Rozbiliśmy obozowisko, rozpaliliśmy ognisko, wyciągneliśmy flaszke wódki, jakieś piwka, Mongoły częstowały nas różnymi przysmakami produkowanymi w mongolskiej chacie i przy bajerce mijał nam czas. Koło północy skończyła się wódka, żartujemy kalamburycznie z Szambonem że jak skoczy po następną to dostanie jutro piwo :) ZGADZA SIĘ ALE JAJA...Jeżeli się odejdzie od ogniska to jest taka ciemnica że nie widać zupełnie nic, Tutułajczyk siup na grzbiet i odrazu w galop :):):) Posnełem przy ognisku i nad ranem budzi mnie Łozbisz że wrucił Szambon z połówką :) hehe no to siup w ten głupi dziub i jeszcze pare godzin spanka. W ogóle to strasznie żeśmy siępolubili z Szambonem i wychodzi na to że zaprasza nas do siebie do jurty na kolejną noc :). Wracając trochę doskwierały mi boleści siedzenia i nóg, a dodam że ja miałem skurzane siodło, a np łozbisz miał tradycyjne mongolskie drewniane :) Tego to musiało boleć hihi...

Zdjęcia (13)

Komentarze (0)