Po południu jesteśmy w Pekinie. Miasto jest olbrzymie. Odrazu kierujemy się do starej części centrum miasta, do pekińskich hutongów. Jest to labirynt uliczek starego Pekinu. Budowany od głównego Hutongu, rozrastał się w sposób na wpół chaotyczny, głównie wedle zastady żeby z każdego miejsca był łatwy dostęp do miejskich studni. Tak powstał stary Pekin, labirynt dużych, mniejszych i malutkich uliczek, który to jest obecnie na wymarciu, bo bezprzerwy miejscami wyburzany i zastępowany nowymi budynkami. ok nie ważne. Nocleg znajdujemy w Hostelu Leo przy głównym Hutongu, w samiutenkim sercu Pekinu, b.blisko placu Tiananmen. Hutong ten prezentuje mniej więcej nasze wyobrażenie chińskiej ulicy. Sklepiki, restauracje, knajpki, stragany, handlarze wszystkim wszędzie. Napisy krzakami z góry w dół, od lewa do prawa na każdym budynku. Mamy 3 miejsca w zbiorówce i jeden pokój 3 osobowy na 8 osób. Koszt po podziale dośćwysoki bo 42Y na osobe. Szybki prysznic i na miasto! Przeszliśmy Hutongami do placu Tiananmen. Sporawy ten plac. Pod zegarem odliczającym dni do olimpiady zaczepiają nas jacyś studenci chińscy. Pewno coś chcą nam sprzedać :) Biorą nas do jakiejś galeri Chińskiego Ludowego Muzeum Narodowego. Jest co oglądać, nie cisną nas za bardzo na kupowanie, a nawet gratisowo każdemu z nas wypisują na papierze ryżowym imię itp. Później spacerek po dziedzińcu zakazanego miasta, wstęp dość drogi, ponoć nic ciekawego nie ma w środku, a na Krzysztofa wbić się nie da. Powrót na Hutongi => błąkamy się do późna po okolicy, jemy różne dziwne rzeczy, pijemy piwko itd. Zachaczamy jeszcze do kafejki inetrnetowej wypalić płytki i przeczytać na onecie że miller to huj. Wracamy do hostelu i lulu :)
Psss Chińskie jedzenie jest jak narkotyk jak to określili pewni znani podróżnicy /patrz www.wojtan.geoblog.pl/ POTWIERDZAM :)