Pingyao zostało wpisane w trase podróży po lekturze różnych wypraw zachwalających to miejsce. Okazało się to strzałem w dziesiątke. Po zadokowaniu parowozu na tamtejszej stacji odrazu ładujemy w kierunku starego miasta. Otoczone do okoła sporej wielkości murami miejskimi s.miasto tworzy kwadrat z kilkoma większymi ulicami i z multi-wiązką małych i jeszcze mniejszych uliczek. Po przekroczniu bramy ucicha troche tyrkot różnego rodzaju maszyn i pojazdów silnikowych a to za sprawą ograniczonego ruchu kołowym w granicach murów. Mistrzostwo świata, wszystko wygląda bardzo staro, bardzo pięknie i w ogóle romantyzm 10. Noclegu szukamy długo, ponieważ niemcy dowiedzieli się także o tym uroczym miejscu i ceny są straszliwie wyśrubowane. W końcu znowu trafiamy w dziesiątke. YONGQINGZHAI guesthouse, a raczej jego właścicielka oferuje nam piękny pokoik na pięterku do którego prowadzi wąziutkie podwóreczko za niesamowicie niską cene. Po prostu polubiliśmy się z kobietą od "pierwszego wejżenia" Szybko też zbijamy cene piwka w guesthousowej restauracji z 8 na 2 Y. Pani szefowa w momencie zrozumiała że jak nie sprzeda to chłopaki z Daj Na Precla i tak pójdą do sklepu i kupią za 2jke. O naszych zdolnościach interkomunikacyjnych i wrodzonych talentach do negocjacji świadczyć niech będzie fakt że pare godzin późnij para hiszpanów wynajeła pokoik obok naszego za 3 razy więcej :). Ogólnie dzień spędzamy na włóczeniu się po mieście, co rusz delektując się wspaniałymi chińskimi potrawami i nie mniej pysznym piwem. Powtórze to jeszcze raz: żadnemu z nas nie przemkneło przez myśl że ludowi chińscy wytwórnicy piw tak dobrze znają się na tym fachu:) A no i napotykamy na chiński ludowy kościół katolicki. W środku podobnie jak w polskim kościelnym gmachu, ludzie jednak modlą się nie z dłońmi ułożonymi jak do paciorka, a z z rozłożonymi niczym jacyś kapłani. To tyle, jeszcze tylko umyć ząbki, paciorek na dobranoc i do jutra. ;)