Ostatniego dnia w Pingyao wypożyczamy sobie rowerki. Koszt 10Y za dzień. Na początek mkniemy do pewnego kompleksu świątynnego opisywanego w pascalu. Wstęp płatny i niestety nie znajdujemy sposobu na sforsowanie murów i płacimy...następnie ruszamy w nieznane z myślą o przejechaniu przez jakąś wioseczke. Znajdujemy, przejezdzamy, zakupujemy piwko w wioskowej budce z piwem i robimy krótki postój. Jakimiś polami, klepowiskami, szutrami dojechaliśmy do autostrady i nią postanawiamy wrócić do miasta. Razem z łozbiszem dopadamy do ciężarówy wyładowanej że hej i chwytamy się lin zabezpieczających przewozony towar i tak sobie jedziemy. Niedalego za bramkami, juz w mieście znajdujemy przy drodze sklep ze wszystkim i tam czekamy na Grażyne i Kurkiego. W sklepie wszystkie towary oklejone cenami!!!!! Zero ściemy, ceny Chińskie!!! Wykupujemy pół asortymentu wachlarzy pałeczek itp, głównie na róznego rodzaju prezenty i prezenciki...
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Późnym popołudniem wyruszamy na penetracje miasta za murami na piechotke, napotykając na zgromadzenie motorykszarzy, wynajmujemy sobie 2 motoryksze na 20 min tzn. prowadzi Łozbisz jedną, drugą kurki, a ja, Grażyna + właściciele maszyn jako pasażerowie. Jaja nie ziemskie. Ja jade z łozbiszem, który rozbujał maszyne do prędkości maksymalnej i na moją uwage żeby troche zwolnił, mówi że nie wie jak się hamuje :):):) No przejazdzka mistrz!!! Łozbiszowa ryksza niestety się psuje i musimy rozstać się z właścicielem w nie za dobrych stosunkach bo chciał pieniądze na naprawy, których rzecz jasna nie dostał.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Około 200 metrów od murów w drodze powrotnej do naszego hoteliku zatrzymaliśmy się w knajpce "Alibaba" pare stolików przy drodze, mobilny szyld, który po zamknięciu znika z ulicy. Pare osób siedzi na piwku. Jako że piwo chińskie ludowe jest cudowne kupiliśmy sobie po drugim i w trakcie tego "drugiego" dosiada się do na młody chińczyk, a po chwili już 4. Nie pamiętam dokładnie wszystkich imion ale był to: Ali, Saddamos, hmm no jak pisałem nie pamiętam za dobrze. Chłopaki ni w ząb nie gadają w językach przez nas zrozumiałych, my odwdzięczamy się tym samym, no ale są przecież kalambury i tak pochłoneła nas rozmowa. Było bardzo fajnie, śmiesznie bo chłopaki pili, palili, tańczyli, a religie im zabraniły :) Zaczeli nam stawiać browarki co przyljeliśmy z pełnym entuzjazmem...do czasu. Do czasu jak wspólnym, polskim gronem ustaliliśmy, że zdaję się nasza kolej na kolejke. No to co kupujemy. "Barmano-kelnero-wszystko" przynosi i kładzie po piwku przed każdym z nas, no i...no i się zaczeło. Wrzask! Krzyk! Nad stolikiem zaczeły latać wyrzucane w powietrze dziesiątki banknotów! Rękami walili w stół. Dwóch z biesiadników podciągneło koszule i na paskach ukazały się pochwy z wystającymi rękojeściami scyzorów!!! KURWA!!! Okazało się że, tak to odebraliśmy że traktowali nas jak gości i nie mieliśmy prawa? kupować piwa...LEDWO CO udaje się uspokoić sytuacje, masakra. Grażyna ma dość i prosi Łozbisza żeby ją odprowadził. Chcemy w sumie wszyscy iść ale chłopaki ochłoneli i gestykulują żebyś my zostali i dla świetego spokoju z kurkim zostajemy jeszce na browarku. Atmosfera wruciła do początkowej. Kalamburujemy więc spowrotem i Kurki zaczął nowy temat: SCYZORY. Chińczyk pokazuje więc, rękojeść nabijana jakimiś kamieniami, lśniąca klinga o długości ze 20 cm. Kurki próbuje pytać ile kosztuje i czy może mógłby odkupić...wychodzi na to że mógłby no ale cena mu nie pasuje i zaczyna się targować co chłopakom znowu się nie podoba i znów krew im uderza do głów!!!Gotują!!! Znowu podniesione głosy, jakieś okrzyki. Uznajemy że pomalutku czas na nas. Kurki wstaje od stołu, jeden z nich krzyczy i pokazuje mu żeby siadał :/ Po kolejnej prezentacji białej broni, tym razem mniej przyjaznej decydujemy się na ewakuacje...Kurki wstaje ponownie tym razem pokazując że idzie się wysikać, po chwili robie to samo, ruszam w kierunku Kurkiego, a chłopaki węsząc coś zaczynają się wydzierać. Jeden rusza w naszym kierunku. No to rzucam do K. SPIERDALAMY!!! Rzuciliśmy się w ucieczke w kierunku bramy miasta czyli w kierunku do hoteliku. O dziwo chłopaki ruszają za nami. Nie oglądałem się za dużo ale za plecami słychać odpalane motory. Wlecieliśmy jak szaleni w stare miasto, zero ludu, cisza jak makiem zasiał. Po przebiegnięciu kilkuset metrów wskakujemy do napotkanego wykopu /były jakieś roboty/ bojąc się że nas dopadną na tych moturach. Cisza, siedzimy skuleni w ciemności. Za moment jednak jedzie motor... i drugi. Nic to siedzimy. Pojezdzili parenaście minut. Ja w bezruchu. Kiedy dzwięki ucichły odwracam się do Kurka, a Kurka..... nie ma!!?? KURWA!!!O HUJ CHODZI, Pisze więc do Łozbisza sms żeby wyłaził przed hoteli z jakąś bronią najlepiej i biegiem. Na miejscu Łozbisz już czeka, mówie mu jaka faza że przesrane itp i że nie wiem gdzie Kurek polazł. Ruszamy więc w kierunku nieszczęsnej knajpki Alibaba. Nie uszliśmy 20 metrów gdy zza rogu wyskakuje pogwizdujący i bez podkola Krystian K. Gdzie był? Wypiliśmy swoje i nie pamięta!!! /Jemu tak się zdarza ;)/ AKCJA KOŃCZY SIĘ SZCZĘŚLIWIE A BYŁA TO NA PRAWDE JEDNA Z WIĘKSZYCH CHWIL GROZY .ever.
pssss troche brzmi to jak "stecu fiction" ale tak było, nie ubarwiam sytuacji, nie tym razem :)