No i w końcu ruszyliśmy w najdłuższą podróż pociągiem w życiu a jedną z dłuższych jakie można w ogóle odbyć na ziemi. Przed nami około 6000 km i prawie 100 godzin w jednym i tym samym pociągu. Oczywiście jedziemy plaskartą czyli bezprzedziałową kuszetką :) W naszym wagonie ponad połowa pasażerów jest z Moskwy i jadą „oddychat” nad bajkał, reszta to buriaci jadący w swoje rodzinne strony. Jest też cztero osobowa grupka malczików z Polski, którzy mają zamiar objechać bajkał do okoła. Jak się zdaje są to jednyni rodacy w całym pociągu do tego w naszym wagonie, do tego bezpośrednio przy nas. Prowadnice /dwu osobowa obsługa wagonu zajmująca się wszystkim od sprawdzenia biletu po mycie kibelka podczas całej podróży/ to dwie buriatki Ola i Żjenia. Atmosfera w pociągu od początku „ogień z ....” Co jakiś czas pociąg staje na stacjach i można wyskoczyć na kilka/kilkanaście minut z wagonu i zaopatrzyć się w magiczny złocisty napój, jak i pakupić jakąś strawe a to pierożki a to kurice, raki, ryby. Można też nabyć różne suwieniry i takie tam buble, na jednym ze zdjęć łozbisz prezentuje czape, której to mało co nie kupił, tak mu wpadła w oko. W pociagu zajec co nie miara, gramy po raz drugi w monopol, gadamy z zapoznanymi Polakami i coraz smielej krecimy sie po pociagu to tu to tam. W taki sposob poznajemy djewuszki Anie z Moskwy i Ajune z Ułan Ude, które to jadą na wakacje do rodziny Ajuny. Zaproszone w nasze sektory uczą nas karcianej gry "Wjeru nie wjeru", która jest prosta jak budowa cepa, może grać dużo osób, po prostu śmiechu co nie miara.