Jedziemy do Cesarskiego pałacu letniego. Łozbisz od samiuteńkiego świtu próbuje nas zrzucić z łóżek i nudzi że zawsze trzeba na nas czekać. W końcu się zbieramy, jemy śniadanko i już stoimy na przystanku. Podróź autobusem nr 826. Koszt podróży 3 Y płatne u służbisty w środku pojazdu. Czas podróży dwie godziny. Wstęp do pałaców 30Y/0Y Z opcji 30 korzystają wszyscy oprócz mnie, Łozbisza i Kurkiego. Ruszamy w lewo od bramy głównej, wzdłuż murów, mijając jeziorko rozglądamy się za tajemnym portalem do wnętrza pałaców. Coś jest. Przeciskamy się przez zasieki z bambusów z łatwością, potem hyc na drzewo z którego to dość wysoki mur przestaje być za wysokim murem. Potem jeszcze tylko kilkanaście metrów rozkrokiem po murze i już jesteśmy po drugiej stronie : ) Cały kompleks pałacowy jest dość duży z jeziorem i wzgórzem świątynnym po drugiej jego stronie. Ogólnie wart zobaczenia. Wielkim minusem są hordy Chińskich Ludowych turystów odwiedzających to miejsce.
-------------------------------------------------------------------------------
Po powrocie ruszamy z Łozbiszem na kolejny rekonesans w niezbadane jeszcze części hutongów. Pałętamy się wąziutkimi uliczkami z genialnym chińskim piwkiem w ręku. Wszędzie uśmiechnięci Chińczycy, których napotykamy w czasie wykonywania codziennych czynności. Wzdłuż niektórych murów różnego rodzaju malowidła propagandowe, a na jednej z uliczek nadziewamy się na beztrosko rosnący olbrzymiiii krzak konopi, zwanej marihuaną lub trawką narkotyczną.