Dzień zaczyna się od niezadowalającej Garetha Baretha wieści że w oplu kruszynce strzeliła jakaś uszczelka końcówki drążka skrzyni biegów (łot de fak), rzecz niby błacha dla dobrego mechamajstra, jednak potrzebna część jest nieosiągalna w niedzielne, wakacyjne poranki :/. Zaczęliśmy rozkminiać inne możliwości: pociągowe, autobusowe, samolotowe. Niestety nasz budżet, rozkłady jazdy i lotów sprowadziły nas szybko z powrotem w doliny. Ostatecznie decydujemy się na skołowanie innego pojazdu samochodowego. Każdy miał coś popróbować. Ja spróbowałem z Papą. Rozmowa była dosyć krótka: „Tato pożyczysz mi auta na dwa tygodnie? – Nie!!” Dużo abonamentowych minut nie pochłonęły mi negocjacje :) Z dobrymi wieściami przybył za to Zioło. Z rodzinnego Majdanu Królewskiego z królewską gracją do królewskiego Krakowa zawitało Renauto Clio prowadzone przez rodziciela, Pana Mariana. Pozostawił nam pojazd, a sam udał się z powrotem PKSem za co wielkie. wielkie ukłony i pozdrowienia. Auto oszczędne – diesel, troche mniej pojemne ale pal licho – jedziemy!!! Na polu deszczowo, więc wrzuciliśmy wszystko jak leci, a siebie wcisnęliśmy z trudem. Z pomocą przyszedł Łozbisz użyczając nam garażu na przepakowania, dopasowania, dostosowywania i już po paru chwilach ruszamy w dorge. Deja vu: za bramkami do pełna i już mkniemy remontowaną A4ką :) hip hip huuura, jest wesoło!