„Czy panowie muszą tak napierdalać od bladego świtu!? Że nie podbijam karty na zakładzie o 7 rano, to już w waszym robolskim mniemaniu muszę być nierobem?! Już możecie inteligentowi jebać po uszach od brzasku! Żeby se czasem kałamarz nie pospał godzinkę dłużej kapkę od was, skoro zasnął dopiero nad ranem! I żeby się kompletnie spalił w blokach już na starcie! Grunt, że, kurwa, inteligent załatwiony na dzień cały!”
I tak oto w bezczelny sposób :P, spoczynek nasz został zakłócony przez hajhoptera który to podjął latanie nad naszymi głowami a to w jedną, a to w drugą. Jak się okazało wywoził jakieś materiały i maszyny, prawdopodobnie na przebudowo-remonty jakiegoś szlaku, czy innych okolic schronisk. Skądinąd nie wliczając początku dzisiejszego wpisu, był to baaaardzo interesujący pokaz pilotażu takiegowoż ustrojstwa latającego. Pilotem zapewne był Gareth Bareth, zamieniając każdy manewr w dość widowiskowe wydarzenie. Dzień dzisiejszy przeznaczamy na aklimatyzacje, dosyć skromną, ale jakąś tam zawsze. Poza tym bardzo atrakcyjną dla ciała i ducha (sam ją obmyśliłem w końcu). Zjechaliśmy do malutkiej wioski zwanej Argentiere ~1200 mnpm na śniadanko, a jak! bagietki, kawka, lexus! Krótkim spacerkiem asfaltem docieramy do dolnej stacji kolejki gondolowej na Les Grands Montets ~ 3300 mnpm, ze stacją pośrednią na ~2000 (Caisses) Wykupujemy bilety (nie da się na Krzysztofa !! ;) ) ze stacji pośredniej na góre, a na wspomnianą zasuwamy z buta, oczywiście „na lekko” zabierając tylko jakiś ciuch + napój…A na górze, ZAJEBI*po wyskoczeniu z kolejki, należy śmignąć w góre po schodkach jak najwyżej, jak najwyżej. I dychać jak najwięcej, jak najdłużej. Pogoda wspaniała, widoki klasa, piwko jedno jest, więc realizujemy program gier i zabaw. ODDYCHAJ…
Zjeżdżamy ostanią gondolką gdzieś około 18tej, posiłkujemy się , przebieramy w stroje wieczorowe i już bijemy na Chamonix nocną, wieczorowo-nocną porą. Miasteczko takie se sobie bym powiedział pisząć. Dużo jakichś lamusiarskich tfu! hoteli oraz sklepów lakostuf huknij bosuf i inych takich perfumeryi. Ale nie przesadzając podsumuje że jest ładnie. Dużo fajnej architektury i takie tam. Szczególnie urzekły nas puby, a najbardziej jeden
w którym to lokalizujemy starożytne piłkarzyki i już do samego odjazdu do Le Tour nie odstępujemy od stołu...